Dziaby w dłoń - kodeks drajtulowca?



Czy aby na pewno warto tworzyć na podobieństwo wszystkich innych kodeks obowiązujący w drytool'u?
Odnoszę wrażenie, że rozmowy i przemyślenia o drytool'u dotyczą nadal głównie sporów o jego zasadność i wojny z podejściem założeń klasyki letniej. Na chwilę odłóżmy to na bok, gdyż prawie wcale nie mówimy o tym jak dbać o takie rejony, które poprzez pryzmat przeznaczenia dla stalowych narzędzi uznawane są za pancerne i odporne na żelazne ataki. W rzeczywistości jest zupełnie inaczej.
Kiedy powstają nowe drogi i wspinają się po nich tylko lokalni wspinacze wszystko jest 'pod kontrolą', problem zaczyna się kiedy rejon zyskuje rozgłos... Mnogość przejść i brak kontroli nad tym co dzieje się w rejonach prowadzi do dużych zniszczeń na drogach. Wynika to z wielu czynników 
Wszystkich cieszy fakt powstawania nowych miejsc gdzie można szlifować zimowe-narzędziowe rzemiosło. Każdy wspinacz rozpoczyna sezon zimowy według własnego uznania, czasem nawet wczesną jesienią, albo nawet trenuje na dziabkach cały rok. Chcielibyśmy przypomnieć o kilku drobiazgach które pomagają dbać o drogi drajtulowe. Chcielibyśmy zaznaczyć, że dalecy jesteśmy od budowy dekalogu który to ma obowiązywać, poniżej wypiszemy co my staramy się robić za równo u siebie jak i w rejonach jakie odwiedzamy. Dbajmy razem o to co mamy, i uczmy nowych adeptów dziabania poszanowania poligonów treningowych do klasyki zimowej.

Sprzęt: 

  • Używajmy naostrzonego sprzętu. Sprzęt który ma tępe wyoblone zęby (zarówno raki jak i dziabki) niszczy stopnie i chwyty, ześlizgując się z nich, krusząc i rysując powierzchnię skały. Ostry sprzęt to również pewniejsze ruchy.
  •  Raków używajmy tylko do wspinania, nie chodźmy w rakach pod drogami. Wielu wspinaczy nie ściąga raków po wspinaniu, nie dość że szybciej je tępimy i niszczymy czy 'ryjemy' wręcz ziemię i teren pod skałami. 

Drogi: 

  • Nie pogłębiajmy celowo chwytów, rysek czy krawędzi dziabkami i rakami (uderzanie, rozkuwanie),
  • Nie próbujmy wbijać dziabek w cienkie rysy, nie próbujmy na siłę osadzać strza tam gdzie nie jest to możliwe, wtedy kruszymy skałę i niszczymy ostrze. 



Stal kontra przyroda: 
  •  Patrzmy po czym chodzimy, bo często w okolicach startu w drogę znajdziemy korzenie drzew!
  • Nie sprawdzajmy jak dziabki siadają w drzewach czy korzeniach. 
  • Nie wbijajmy haków i nie testujmy młotków i innych podobnych na drogach i kamieniach pod skałami. 

Warunki i pogoda: 
  • Wspinanie zimowe powino odbywać się w warunkach zimowych (chodzi głównie o ujemne temperatury), mowa o drogach o charakterze typowo zimowym. Są takie gdzie ruchy odbywają się po zamarzniętych trawkach czy polewce lodowej. Ponadto lód wiążąc kruche fragmenty skały zapewnia mniejszą kruchość na drogach. Wspinając się w dodatnich temperaturach możemy całkowicie zniszczyć drogę o charakterze zimowym.
  • By trenować kiedy temperatura jest dodatnia lub jest zupełnie ciepło wybierajmy drogi lite i używajmy w miarę możliwości zwykłych letnich butów wspinaczkowych, gdyż raki w dodatnich temperaturach dużo bardziej niszczą skałę.   
Powyższe punkty są przykładowym podejściem do drytool'u jakie staramy się stosować w naszych okolicach jak i w tych które odwiedzamy gościnnie. Jeśli macie jakieś uwagi, lub coś co należałoby dodać a w zasadzie ciekawe spostrzeżenia które wniosą coś do podejścia naszego i innych piszcie.


dej


Zimy Rozdział III

Zima za pasem, a poprzednia jeszcze nie zagościła w pełni na stronach wycofu. Kilka słów w ramach kolejnego jej rozdziału.

Klakier na stanie. Supervisor.


Narty połączone ze wspinaniem, czy może istnieć lepszy sposób na spędzenie jednego z nielicznych słonecznych dni tej zimy?
Wraz z Klakierem i Jareggiem na foczkach przemieszczamy się pod lody.
Przy dojściu pod śnieżny stok o znacznym nachyleniu, który to trzeba przekroczyć w drodze zejściowej, decydujemy się na szybki test szufelkowy. Śnieg pęka przerażająco łatwo. Pod ścianę dostajemy się więc jednym długim zjazdem.
Błękitne filarki mienią się w słońcu, już z dołu widać ciąg pięknych lodowych przechwytów.
Klakier rusza, asekuruje Jareggio więc ja mam możliwość zdobienia kilku fotek.
Klakier przechodzi drogę ściśle środkiem lodowego filarku, w drugi wchodzi nieco z prawej strony. Podczas zjazdu pierwszych kilka śrub, wkręconych w nasłonecznionych miejscach,  daje się po prostu wyciągnąć z lodu...
Kiedy Jareggio przechodzi drogę przychodzi moja kolej. Wspinanie jest piękne, ruchy bardzo logiczne. Lód jest mokry i dziabki siadają od pierwszego uderzenia. W drugiej części drogi lód jest zupełnie inny, a asekuracja bardziej wymagająca. Ostatnie metry wspinania to techniczne ustawienia na szklistych lodowych prożkach.  To właśnie typowe tutejsze wspinanie, bardzo różnorodne i wymagające. W drodze powrotnej poświęcamy czas na trening z detektorami lawinowymi.
Takie dni lubię.

W zasadzie to wspinanie przewróciło pierwszy element wspinaczkowego domina, które nadal się nie kończy. Poniżej relacja z szybkiego wyjazdu do Bad Gastein napisana świeżo po powrocie na stronę GM, uzbrojona w większą ilość fotek. 

Karkonoski lodowy akcent


- czyli Dejnarowicz wraca do gry w nienajgorszym (ma nadzieje) stylu :).

Okres 'warzywa' uważam za zamknięty.

        Leżąc w łóżku po wypadku, najbardziej tęskniłem za nartami i lodem. Dlatego najwięcej czasu w tym sezonie spędzałem z wodą w różnych stanach skupienia. Jasno określone cele odłożyłem na bok, ciesząc się po prostu czasem spędzanym w górach. Narty i wspinanie w Karkonoszach połączone ze świetnym towarzystwem zagoniły mnie do Bad Gastein, o czym było gdzieś we wpisie powyżej.

Jareggio podczas zjazdu po lody.

Piękna karkonoska 'lampa'.

Filarek Kaczego.

Drugi filarek.

Ładne wspinanie z kontemplacyjną asekuracją :)


Wszystko przez Tomka ‘Klakiera’ Kupczyka, ale może po kolei.
Pomysł powrotu powstał w zasadzie jeszcze przed wyjazdem z Bad Gastein.
Chłopaki mierzyli w wymagające linie, ja zamierzałem powrócić by kolekcjonować metry, ale jak zwykle wszystko się zmieniło.
Do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy czy jedziemy, połowa składu zrezygnowała, spadł śnieg i zmieniły się warunki. Zespół uzupełnia się o mocną dwójkę: Kubę typu Wrzesień z partnerem – Krzysiek typu Zabłotny :) i tak oto zaczynają się dwa intensywne dni w Austrii. 
Chłodny poranek.

W namiotach na parkingu śpimy nieco niespokojnie. Rano nad nami wiszą chmury, widoczność jest słaba.  Niebo po godzinie się przeciera, widać więcej, spręż rośnie. Nad naszym wspinaniem teren gromadzi duże depozyty śnieżne, co rzutuje na bezpieczne wspinanie po większych opadach czy intensywnym wietrze.
Do końca podejścia pod ścianę nie wiemy czy warunki nas puszczą. Słyszę niemalże myśli Klakiera i po prostu wiem, że od razu chce iść na Supervisor’a.


Klar i przebieranki. 


Supervisor.
- Zdjęcie zrobione następnego dnia ze stanowiska na Mordorze. K. Zabłotny.

Zwyczajowo kamień- nożyczki- papier dzielą nam trudności na dwie długości liny. Ruszam więc w  pierwszy. W życiu nie wspinało mi się tak dobrze. W środku kompletny spokój, ogrom to wsparcie od mojej drugiej Połowy, motywacja - której zawsze uczę się od młodszej Siostry i mocny i doświadczony Człowiek na drugim końcu liny, którego w dodatku cholernie lubię.
Wspinanie jest przerażająco oczywiste: dobra śruba + kolejna część ruchowej zagadki lodowej + kolejna śruba i znowu łamigłówka ruchowa. 

Po lewej zespół na Mordorze.

Piękne metry.
Wspinanie. 
Stanowisko po pierwszym wyciągu trudności. 
Dodaj napis
Silny wiatr przywiewa do mnie informacje o kończącej się linie, trzy śruby, taśma i wpinam się do stanowiska. Jedyne o czym myślę, to że teraz kolej Klakiera a nad nami niesamowite metry.
Kolejny wyciąg to piękne i wymagające wspinanie. Aż miło popatrzeć ze stanu na spokojne opanowane ruchy. Nad nami jeszcze jeden i wpinamy się do tasiemek oplatających drzewo na końcu drogi. 2 minuty później przelatuje po nas niewielka deska śnieżna – cały depozyt żlebu nad lodospadem. Tylko my wiemy o czym wtedy pomyśleliśmy.


Moja część trudności.

Klakier przy stanie.


Start w drugi wyciąg trudności.

Klakier w górnej części Supervisora.


Austriacki zespół na Mordorze.
 
Docieram na do stanowiska przed ostatnim wyciągiem.


Obraz świeżego obrywu nad nami.

 
Zaczynamy zjazdy.
 
Zjazdy. 

Klakier kręci Abałakova na pośrednim stanie.

 Zjeżdżamy linią drogi, dorzucamy abałakowy. Świetnie jest obejrzeć wszystko z góry i usłyszeć Klakiera mówiącego: ‘cholera gdzie to żeśmy wleźli’ – perspektywa w kocu wiele zmienia :) 

Przed zejściem kanapka...

I herbata z możliwie najlżejszego kubkowego prezentu :)

Krzysiek z Kubą przechodzą tego dnia wariant Federweissfall. Wspinanie oceniają jako ładne, powtarzają więc pierwszy wyciąg kilkoma wariantami by kolekcjonować metry i porządnie się rozwspinać. 
Oto kilka słów Kuby o wspinaniu tego dnia: 

"Lodospad rzeczywiście okazał się świetny 120m wspinania w średnio trudnym terenie było tym czego potrzebowaliśmy na rozwspin. Spokojnie delektując się każdym wbiciem dziabki dochodzimy do stanu zjazdowego. Niestety nie mieliśmy zbyt dobrych warunków aby wspiąć się lodową arenką na kolejnym wyciągu, a powodem było czujne pole śnieżne. Po zjechaniu do podstawy lodospadu, zrobiliśmy treningowo jeszcze kilka razy pierwszy wyciąg różnymi wariantami." 

Kuba podczas wspinania.
Kuba na Federweissfall.
Krzysiek prowadzi kolejny wyciąg.

          Kolejny dzień to roszada w składach. Klakier z Kubą mierzą w Seidenraupe - linią, która zahipnotyzowała Klakiera jeszcze na poprzednim wyjeździe. Niestety wówczas droga odparła ich atak (wspinał się z Matim) ze względu na słabe warunki lodowe. Linia teraz zaoferowała piękne i bardzo wymagające wspinanie z trudną asekuracją i niezapomnianym wyjściem, o czym Kuba wypowie się poniżej.
My, wraz z Krzyśkiem Zabłotnym, pełni obaw o warunki meldujemy się pod Mordorem. Wspinamy się razem pierwszy raz, zgodnie obieramy linię przejścia i wyruszamy. Piękne i długie wspinanie pokonujemy w 4 wyciągach, łącząc pierwsze dwa w jeden. Droga jest przepiękna i długa. Wspinanie jest niesamowite, choć czujemy zmęczenie po dniu poprzednim. Dodatkowo ciężko jest nam wytrzymać ze śmiechu, a dowcipy i żarty najlepiej trafiają do człowieka podczas wspinania w trudnościach! Zjeżdżamy późnym popołudniem, ostatnie 'abałakowy' wiercimy przy czołówkach.
Na dole herbata i żelki smakują niesamowicie. Czekamy na Klakiera i Kubę, po czym chodzimy na parking.
Pozdrowienia dla Pana Krzyska z tego miejsca, mam też nadzieję, że temat mojej Babci zakończyliśmy ;D

Krzysiek startuje w Mordor.

Spręż i wspinanie w wykonania Krzycha.
Herbatka na stanie.

Kolejne metry.
Krzysiek podsumowuje nasze odczucia!

Inna perspektywa - stanowisko po trudnościach.
Po lewej stronie widać na na kluczowym wyciągu. 
 - Zdjęcie zrobili Chłopaki podczas wspinania na Seidenraupe.

Krzysiek w zjazdach.

Kończymy dzień.

Klakier na Seidenraupe.

Jedno z niewielu zdjęć jakie Chłopaki mają z tej drogi. Ftkę zrobiliśmy Im podczas wspinania na Mordorze. 

Słowa Kuby o Seidenraupe: "Trzeci wyciąg nie jest do końca wylany, ale dostałem pocieszenie ze strony partnera, że ostatnio było znacznie gorzej. Przechodzę czujny trawers wbijając się w cienką polewkę(ale ekspozycja!) uspokajając oddech, wychodzę jeszcze kilka merów i zakładam stan. Jak się okazało troszeczkę wyżej były abałakowy zjazdowe. Ok jeszcze dwa wyciągi i jesteśmy na szczycie. Kolejny wyciąg wypadł na Tomka. Zakładając, że nie będzie trudnych miejsc wbija dziabki i idzie, zatrzymując się tylko żeby wkręcić śrubę.  Po dłuższej chwili słyszę auto !!! Czyszczę wyciąg  dziabka , dziabka - zaczyna prać przedramię, co jest ? Dochodząc do stanu widziałem uśmiech Klakiera, spojrzeliśmy  na siebie i pyta trudne nie? Odpowiadam że to chyba kluczowy wyciąg J (roześmialiśmy się). Ostatnie metry to już formalność chodź nie wspinało się przyjemnie ze względu na słabej jakości lód a właściwie zmrożony śnieg . Dochodzę do drzewa zjazdowego,  zaczyna robić się ciemno. Jeszcze tylko zjazdy i do auta.  Na trzecim zjeździe dopiero czekały na nas atrakcje! Otóż w czasie ściągania liny jej koniec gdzieś się zaklinował.  Jak w lodzie może zaklinować się lina? Po dłuższej walce decydujemy się na ciecie. Z ok 40m kawałkiem liny z wiadomych powodów znacznie wydłuża się czas w ścianie . W oddali migają czołówki chłopców, którzy czekali na nas z ciepłą herbatą i żelkami bez żelatyny wieprzowej . Był to naprawdę miły gest. Jesteśmy za ziemi. W komplecie, z głowami pełnymi przemyśleń i z uśmiechem na twarzach, nawspinani ruszamy w stronę parkingu". 

Linie:
SuperVisor WI6 270m 5h (+ 1h zjazdy)
Tomasz "Klakier" Kupczyk, Mateusz "dej" Dejnarowicz
Mordor WI5 300m 5,5h (+ 1,5h zjazdy)
Krzysztof Zabłotny, Mateusz  Dejnarowicz 

„Federweissfall ” WI 4 120m, Krzysztof Zabłotny  Kuba Wrzesień
+ „Federweissfall „ WI 4 60m (pierwszy wyciąg różnymi wariantami)
„Seidenraupe” WI 5 220m, Tomasz Kupczyk , Kuba Wrzesień
fot. 
Krzysiek Zabłotny 
Tomasz Kupczyk 
Kuba Wrzesień
Mateusz Dejnarowicz 
Uważam, że mogę uznać kolejny etap rehabilitacji za zakończony (;
dej

Przesieka i Dziurawa Skała - czyli kawał ładnego wspinania!


Dziurawa Skała, czy jak mawiają mieszkańcy Przesieki, "Skała z dziurą" to ponad 20-metrowa grupa skalna obok wirażu górskiej szosy przy wjeździe do Przesieki. Jej nazwa pochodzi od przelotowej jaskini umiejscowionej w górnej części skały. Poniżej płynie potok Podgórnej, nad którym siedzi wyrzeźbiony z drewna dobry duch Dziurawej Skały... a może to sam Karkonosz? 
Grupa skalna jest nocą podświetlana co daje ciekawe doznania przy wieczorno-nocnym wspinaniu :)
Przed II wojną światową skała była popularną atrakcją, zaznaczoną na mapach turystycznych. W późniejszym okresie, jak większość atrakcji turystycznych Sudetów, została zaniedbana i zarosła lasem świerkowym. Ponowne "odsłonięcie dziury w skale" nastąpiło 30 października 2008r za sprawą władz Przesieki.

Dojazd:  

Z Jeleniej Góry do miejscowości Przesieka, tam przy pensjonacie Karolinka w lewo w dół (po prawej stronie za rzeką widoczna już sama skała. Auto polecamy zostawić w zatoczce po drugiej stronie rzeki.


Koordynaty GPS: 50.813297,15.675976

Topo:



1. Drewniana Mantla VI (TRAD)
2. Próby Kupczyka VI.1+ (TRAD+ST)
3. Szuflady VI.1 (TRAD+ST)
4. Stacha Pacha VI.2/2+ (TRAD+ST)
5. Dziurawa Koncepcja V- (TRAD)
6. Krótki Szpic VI (TRAD)
7. Zacięcie Szpica V- (TRAD)

Sprzęt: 

Sprzęt jaki jest potrzebny do wspinania oceniamy jako 'zestaw tradycyjny' - standardowy zestaw mechaników i set kości typu stoper. Jak to bywa przy tradach na stany warto zabrać taśmy i dodatkowe karabinki. 

Krótki Szpic

Historia eksploracji:


Historia eksploracji zapewne sięga jeszcze czasów przedwojennych o czym świadczy znaleziony hak w jednej z rysek, czy pozostałości po drewnianych kołkach. Nie udało nam się doszukać informacji na temat przeszłości, lokalni wspinacze z poprzedniego pokolenia, również nie wiedzą nic o klasycznych przejściach na tej grupie skalnej.

Skała spotkała się również z aktem wandalizmu w postaci podkucia ostatniej płyty na drodze "Szuflady"

Oczywiście poprowadzone linie "omijają" logicznie wykute elementy - które są nieprzydatne wspinaczkowo. Chętnie poznamy upośledzonych nie tylko etycznie twórców i dowiemy się czegoś o ich zamyśle 'pomocy przyrodzie'. Podobne dziury można spotkać na głazach Brzozowego Wzgórza. Panom już podziękujemy i takiemu działaniu jasno mówimy stanowcze NIE!

Jedyne stałe punkty w rejonie


A tak Dejnar wspomina pierwsze zetknięcie ze skałą:


We wczesnym liceum jadąc z Afrem i Panią Mamą :) do jego rodzinnego domu w Przesiece moim oczom ukazała się duża ściana chowająca się za drzewami po przeciwnej stronie rzeki.

Naszą wyobraźnię pochłonęły do reszty dwie konkretne linie,  Afro od początku zakochany był w charakterystycznych płytach od frontowej strony (dziś "Próby Kupczyka") mnie do reszty opanowała żądza poprowadzenia rysy przecinającej charakterystyczny okap (dziś "Stacha Pacha" ). Początkowo wszystko było tam mocno zarośnięte, zatem spędziliśmy dużo czasu na czyszczeniu, szczotkowaniu i odkopywaniu spod ziemi i mchu fragmentów skały. Odnaleźliśmy tam wówczas ślady hakówek. 
Niedługo po tym Przesieczanie zadbali o te skały jako perełkę miejscowości, skały zostały odkryte, na dole postawiono drewnianego stwora a same skały oświetla się wieczorową porą.


Łaskawy stwór w wydaniu długowłosym :)



Afro wyjechał z Przesieki w pogoni za wykształceniem, lecz z jego błogosławieństwem powróciłem tam z Łysym i po drobnym doczyszczeniu zaczęliśmy się wspinać. Z ideą jaką się kierowaliśmy dobrnęliśmy do końca - rejon jest czysto tradowy. Ponad drogami "Stacha Pacha i Próbami Kupczyka" wkleiliśmy stanowisko z dwóch atestowanych punktów. Entuzjaści wspinania w zespołach natomiast mogą spędzić tam kilka emocjonujących popołudni już dziś.
Zacięcie Szpica



Łatwiejsze linie powstawały równolegle z próbami na tych bardziej wymagających. Początkowo przygotowaliśmy Dziurawą Koncepcję, Krótki Szpic czy Drewnianą mantlę. Reszta czasu spędzonego nad rzeką przyniosła kolejne drogi. I tak Łysy poprowadził  płyty w dwóch wariantach, rysą i "na wprost". Droga środkiem płyt to Próby Kupczyka, obok Szuflady. Prostowanie Szuflad pozostawiliśmy otwartym projektem - oczywiście bez dziur. Dziury zamierzamy zakleić. Jako ostatnia w rejonie zostaje poprowadzona przez deja Stacha Pacha.




Stacha Pacha


W czasie deszczu wspinacze się NIE nudzą.

Parafrazując tytuł znanej piosenki Kabaretu Starszych Panów  "W czasie deszczu dzieci się nudzą" dochodzimy do konkluzji że wspinacze gdy pada deszcz BIEGAJĄ ....gdy nie pada - również.
A co za tym idzie - Wszechstronni wspinacze się nie nudzą :)

Trening biegowy jest doskonałym urozmaiceniem i uzupełnieniem treningu wspinaczkowego a już tym bardziej dla kogoś kto myśli choć trochę poważnie o wspinaniu w górach... w końcu para na podejściu się przydaje!
Bo kto z nas nie był kiedyś tak zmaszynowany po podejściu pod ściane że nie był w stanie efektywnie się wspinać?


Nasze karkonoskie, a tym bardziej izerskie okolice są wyśmienite do tego rodzaju treningów - sporo podbiegów, niemniej zbiegów... żyć nie umierać!

Od dawna biegamy dla siebie, regularnie ( i mniej regularnie również ;) )
Zdarza się też startować w różnych pozytywnych imprezach biegowych i przygodowych.

Zachęcamy do tej formy aktywności w restowe dni.... a i kilka kg można zrzucić, niejako przy okazji!

Wycof biega! :)

 O!


fot. Lupus.pl