Cel był jasny, powspinać się w pewnym warunie i dobrym lodzie. Po listopadowym czysto narciarskim pobycie w Kaunertall udało się nabyć przewodnik lodowy, który podrzucił kilka pomysłów na ciekawe cele. I tak w piątkowy wieczór kierujemy się busem w stronę granicy niemieckiej w składzie Emilka, Wara, Klakier i ja. Łysy z racji spraw na uczelni osłabił liczebnie Sklanik Team Jelenia Góra, więc zespół działał w składzie Klakier i ja.
Ustaliliśmy że jedziemy do Kaunertall, pierwszego dnia robimy kilka nietrudnych jednowyciągowych lodów żeby się rozwspinać i zaznajomić z warunkami, następnego dnia napieramy na dłuższą drogę (padła propozycja ponad 200 metrowej Wi 4+) a ostatniego dnia powrót na krótkie trudniejsze okoliczne lody celem spróbowania okolicznych 5 i 6-tek. Jasnopostawione cele nie mogły zaowocować niczym innym jak tylko zmianą planów :) - w okolicach godziny 3 meldujemy się na parkingu pod lodami w Pitztall. Nie mogąc wytrzymać biegniemy od razu do najbliższych i okazuje się że w tym roku lodu jest mało i jest bardzo sucho. Początek dnia spędzamy na operacjach: mapa, przewodniki, porady lokalsów by około południa zawitać pod Eggenstallfall. Obok przechodzimy jeszcze nienazwany lód i tak po jakichś trzech godzinach wspinania mamy dwie pierwsze drogi. Czas pozwala nam zajrzeć do innego jeszcze rejonu - Garstiges Liesele gdzie udaje nam się przejść jeszcze dwa lodospady.
podejście pod Eggenstallfall.
końcowe trudności Eggenstallfall.
Wspinanie na pierwszym lodospadzie zgodnie określamy jako ładne, lecz asekuracja jest bardzo moralna. Poprzez operujące tam w rannych godzinach słońce, w trudnościach z powodu cienkich sopelków trudno o dobrą asekurację i pewne miejsca na dziabki.
Klakier na początku Garstiges Liesele.
Jako że wyjazd jest połączeniem spręża (my z Klakierem) z wypoczynkiem i rekreacją (Emilka z Warą) pory śniadania i startów pod ścianę nie były barbarzyńskie. Drugiego dnia dostarczyliśmy skiturową część naszej ekipy w górę doliny a my zjechaliśmy kilka kilometrów niżej obierając za cel Pfafenfalle. Podejście pod ścianę zajęło nam jakieś godziny (około 200 m przewyższenia). Jako że śniegu w tym sezonie jest bardzo mało nie musieliśmy się przejmować za bardzo zagrożeniem lawinowym. W tym rejonie wylewają się zwykle trzy lodospady: dwa ponad 100 metrowe - Wi 4 i Wi 5 i trzeci krótszy za około Wi 3+. Planowaliśmy zacząć od Wi 4, by zaatakować drugi trudniejszy, lecz warunki były bardzo niekorzystne, dużo lodu spadało, a końcówka rzeczonej Wi 5 oferowała wspinanie bardziej wodne niż lodowe.
Udało nam się przejść całą drogę, trudności ok Wi 4 z bardzo słabą asekuracją (przykładowo na drugim wyciągu po punkcie wysyłowym, drugi w miarę pewny udało się zamontować jakieś 12-14 metrów wyżej). Droga łącznie z ostatnim łatwym żlebowym wyciągiem mierzyła 180 metrów, skąd przetrawersowaliśmy w stronę żlebu startowego by rozpocząć zjazdy. Zjazd bardzo nas ucieszył, za przełamaniem lufa, trochę kombinowania z dohuśtaniem się do miejsca gdzie zrobiliśmy stan pośredni, i pogawędki przy wierceniu abałaków. Z plecakami pod ścianą spotkaliśmy się 4 godziny po rozstaniu. Zgodnie stwierdziliśmy że tu na dziś koniec, po czym pojechaliśmy w rejon Kitzgartenschlucht żeby wykorzystać ostatnie chwile jasności. Tam udało się na przejść częściowo już przy świetle czołówek Kitzgartenfall w wariancie za Wi 4 i Easy ładną drogę z przejściem między czujnymi polewkami, która w tym roku wylała ponoć zupełnie inaczej i ciężko z jej wyceną. Warto dodać, że w tym " ogródku lodowym" formacje w większości uzyskiwane są sztucznie poprzez system węży nawadniających określone miejsca doliny.
Klakier na pierwszym wyciągu Pfaffenfalle.
Pierwszy wyciąg.
Zjazdy.
Stan przed ostatnim zjazdem.
Kitzgartenfall.
Klakier przed czujnym trawersem na Easy.
Plan ostatniego dnia nastąpił zupełnie przypadkowo podczas odurzenia zmęczonych organizmów przez weisbier :) Później czas leciał bardzo szybko i nie wiedzieć czemu nagle znaleźliśmy się na podejściu pod Bodenbach Fall w Kaunertall. Tu czas nie płynął tak szybko, czuliśmy się słabiej a podchodziło się ciężko (lecz to raczej nie wysokość - co z pewnością możemy ocenić z doświadczenia :)). Podeście pod drogę to jakieś pół godzinki od głównej drogi, następnie 2-3 wyciągi lodowego żlebowego podejścia za ok Wi 2 (wg przewodnika) i start w drogę.
Przewodnikowo to 160 metrów Wi 5, trzy wyciągi kolejno: Wi -4, Wi 5, Wi 4, lecz lodospad wylał inaczej w tym roku, a dodatkowo zmieniliśmy przebieg drogi szukając trudności na pierwszym wyciągu i tak wyszło nam 190 Wi 5, kolejno: Wi 5, Wi 5, Wi 4+/5, Wi 3+.
Podejście pod Bodenbach Fall
Klakier na końcu podejścia żlebem.
Pierwszy wyciąg Bodenbach Fall.
Klakier dociera na pierwszy stan.
Start w drugi wyciąg.
Końcowe metry drugiego wyciągu.
Po trudnościach trzeciego wyciągu.
Stan.
Klakier dociera na trzeci stan.
Zakończyliśmy zjazdy ;)
Drogę przeszliśmy wolniej niż planowaliśmy - 5h 20 min.- czas zjazdów wydłużył się poprzez potrzebę dublowania Abałakowów z racji słabego lodu.. Bez wątpienia bardzo ładna droga, dość dobrze asekurowalna ( z wyjątkiem drugiej części II i III wyciągu).
Tym akcentem zakończyliśmy szybki wyjazd.
Wniosek jeden: chcemy więcej metrów w lodzie.
* zdjęcia: Klakier i dejnar
Drogi które udało się na przejść:
Eggenstallfall, Wi 5, 50m
Nienazwany lód Wi 3+ 35 m free solo
Garstiges Liesele Wi 5, 30m
Garstiges Liesele Wi 4, 20m free solo
Pfaffenfalle Wi 4, 180m
Kitzgartenfalle Wi 4, 50 m
Easy Wi 4+ M5+?
Bodenbachfall Wi 5, 190m
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTakże jestem zwolennikiem wycieczek ekstremalnych, ale chyba nie aż w takim stopniu. Myślę, że tutaj bez ubezpieczenia turystycznego https://kioskpolis.pl/ubezpieczenia-turystyczne/ to raczej nie da rady wyjechać. Tym bardziej, że faktycznie taki wypad wygląda na to, że może być mocno kontuzyjny.
OdpowiedzUsuńNa taką wyprawę to chyba pakujecie bagażnik pod sufit ;) bo nie widzę innej opcji jak wyjazd tylko własnym autem, wiadomo ubezpieczonym :) https://ubezpieczamy-auto.pl/
OdpowiedzUsuń